Tour de Pologne amatorów - Bukowina Tatrzańska 2012, oczami startującego tam amatora.
Źródło: Grzegorz Ossoliński
17 Jul 2012 08:23
tagi:
Tour de Pologne Amatorów, Bukowina Tatrzańska
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Na TdP amatorów w Bukowinie Tatrzańskiej, wspólnie z żoną Kasią, zapisaliśmy się przez internet wczesną wiosną. Po wielu namowach kolegów kolarzy, abyśmy w końcu gdzieś wystartowali, daliśmy za wygraną i ulegliśmy. Jeśli mamy się ścigać, to tylko pod najlepszymi auspicjami, czyli tylko w Tour de Pologne dla amatorów. Góry dla nas to nie problem, stąd padł wybór na drugi etap TdP amatorów, w Bukowinie. Pętla 56km z 1717 metrami przewyższenia daje do myślenia.

Rejestracja.
Gdyby nie kolejka uczestników, to załatwienie wszelkich niezbędnych formalności związanych ze startem poszłoby dosłownie w minutę. Wszystko już na nas czekało, czyli numer startowy, pamiątkowa koszulka, batonik i żel i takie tam jeszcze drobiazgi. Miłe panie z obsługi TdP pracowały perfekcyjnie. Pozytywne wrażenia wzmagały widoki znanych twarzy kina i telewizji, którzy także brali udział w tych zawodach. Całość klimatu dopełniała baza prawdziwego TdP z autobusami, samochodami serwisowymi i teamowymi, wszystko nowe, kolorowe piękne i błyszczące.

Podczas rejestracji spotkaliśmy też znajomych uczestników środowych treningów kolarskich w Katowicach, w których regularnie bierzemy udział, Infrasettimanale Classico, czyli popularnego IC.

Trasa.
Na objazd trasy wybraliśmy się w sobotnie popołudnie wraz z dwoma kolegami z IC. 5 km podjazdu pod Ząb, ze średnim nachyleniem 7% poszło całkiem fajnie. Odcinek ten miał być w dniu następnym prawdziwym sitem dla startujących, byli i tacy, znani z tabloidów, którzy już tu zakończyli swoje niedzielne zmagania.

Zjazd Ząb-Ratałów, w pierwszej fazie szybki i techniczny, w drugiej wymagał już stałej pracy, by utrzymać tempo. Nawrót na Ząb przez Czerwienne do Bustryka w całości do przejechania na dużym blacie, choć wciąż było pod górę. Znów szybki i techniczny zjazd do Białego Dunajca i podjazd pod osławiony Gliczarów. I tu zdziwienie. Ten Gliczarów wcale nie jest taki straszny jak go malują. Praktycznie pod same osławione dwie ścianki droga wije się z lekka pod górkę, niekiedy nawet opadając. Same ścianki rzeczywiście są strome, ale krótkie, porównywalne z przełęczą Koniakowską, czy też z asfaltowymi ściankami w okolicach Jaworzynki i Koniakowa. Tak naprawdę wszystko zależy od techniki jazdy i przełożeń w rowerze, na przełożeniu 34x27 wjazd bezproblemowy. Dalej znów zjazd, ten dla mnie najfajniejszy, i kończący podjazd do mety w Bukowinie. Tu z początku 8% po 2km spadło do 1-3% do mety, czyli zapowiada się idealny finisz.

Moim zdaniem trasa idealna dla amatorów kolarstwa, nie za krótka, a za razem wymagająca kondycyjnie i technicznie. Dłuższa jedynie rozciągnęłaby przejazd uczestników, a nie o to w tego typu imprezie chodzi.

Start.
Bez problemu o 8:45 zajęliśmy miejsca w 2 sektorze tuż za vipami. 10 minut później nie było już tak pusto, a końca peletonu nie było widać. W sumie stanęło na starcie ponad 1100 zawodniczek i zawodników. Ukończyło nieco ponad 1000. Jedynie 6% z tej stawki to kobiety, wielka szkoda, w podobnych wyścigach w Alpach startuje przeciętnie 30% kobiet. Z tych 6% ponad połowa to startujące regularnie zawodniczki, więc takich prawdziwych amatorek kolarstwa jak moja Kasia było naprawdę niewiele.
Bardzo podobało mi się rozwiązanie ze startem ostrym dopiero od Poronina. Spokojny zjazd z Bukowiny w sędziowskiej eskorcie pozwolił uniknąć zamieszania, jakie z pewnością nastąpiłoby na bardzo szybkim zjeździe w wykonaniu ponad tysiąca zawodników.

Tour de Pologne Amatorów


No i w końcu stałem przed banerem ze startem ostrym, w głowie wciąż krąży mi początek reklamy I Am Specialized - „It’s gonna be a big day, it’s gonna be a monumental day…”.
Po starcie selektywny podjazd pod Ząb zrobił swoje „lewa wolna!” to chyba najczęściej powtarzane hasło na tym odcinku. Tym sposobem w ¾ podjazdu było już po większości vipów, tu jeszcze zamajaczyła mi w oddali czołówka peletonu z Gedore Cycling Team. Serce rosło, że chłopcy ze Śląska kontrolują szpicę peletonu.

Pierwszy zjazd uświadomił mi jak tragiczne mam braki techniczne, kilkanaście sapiących osób które swobodnie wyprzedzałem z myślą że już ich nie zobaczę okazało się być dobrymi zjazdowcami. Ich triumf trwał jednak krótko, kiedy trzeba było pocisnąć pod wiatr, na lekkim zjeździe powoli skacząc z koła na koło podochodziłem towarzystwo. Tu, jak nigdy przydały się umiejętności podpatrzone i utrwalone na środowych katowickich treningach IC. Drugi podjazd, jak dzień wcześniej, cały poszedł z dużego blatu, lustrując wyprzedzających mnie na tym odcinku pozbyłem się złudzeń, sami jeżdżący regularnie na wyścigach kolarze, krótko mówiąc nie moja liga.

Plan podjazdu wykonałem według założeń, czyli wyprzedzać każdego z coraz bardziej wymiękających zawodników, nie wchodząc przy tym na za duże tętno. Były kontry rywali na nielicznych zjazdach, co tylko dodawało uroku całej zabawie.

Po dojeździe do bufetu na 25km zdziwiło mnie, że ktoś z niego korzysta, no cóż chyba jednak sporo amatorów jest jeszcze przede mną. Kolejny zjazd, tu ku mojemu wielkiemu zdziwieniu moje 60-70 km/h okazało się irytująco wolne na wąskim krętym zjedzie dla wyprzedzających mnie kamikaze. To chyba były jedne z najciekawszych momentów wyścigu widziane z perspektywy roweru. Kulminacją były dwie dziewczyny, z tego samego teamu, pędzące lekko 90km/h do Białego Dunajca.

Tour de Pologne Amatorów

Po dojeździe do ścianek w Gliczarowie szpaler kibiców sięgał szczytu. Tętno na poziomie 163 i okrzyk z tłumu „Brawo IC Katowice” dodały mi sił. Rzut oka na ścianki i zdziwienie nikt nie podpycha każdy z trudem, ale wjeżdża, czyli stawka, w której jadę wciąż na dobrym poziomie. W grupie Kasi już wszyscy pchali rowery. Przemknęła mi myśl, skoro dopiero co podjechałeś Pampeago i Hochtor bez przystanku, to i tutaj podjedziesz. Pierwsza ścianka do ¾ z siodełka z kadencją 60, wszyscy już stoją w pedałach, staję więc i ja, starając się naśladować styl Contadora, zaczynam wyprzedzać, wypłaszczenie do 14%, nogi nie wacieją więc dalej, tłum po bokach dostrzega moje zmagania i doping rośnie, jakiś kolarzyk w wieku mojego syna nie daje za wygraną, dopinguje go stojący na szczycie drugiej ścianki Czesław Lang, ale za to mnie lekko podpycha przez chwilę rówieśniczka z obsługi TdP, no nie sądziłem że takie 2-3 sekundowe wypchnięcie tyle daje! Dobra, przeciwnik odpoczywa na wypłaszczeniu za drugą ścianką, a ja stylem podpatrzonym na katowickim IC daję koronkę z tyłu raz w dół i trzymam kadencję. Odjeżdżam w kierunku banneru Tauronu. Może dla świata sukces to nie zauważalny, ale dla mnie tak. Serce rośnie, nie tylko skutkiem pompowania krwi kurcząc się trzykrotnie w ciągu sekundy.

Na następujących hopkach wąsaty 40-to latek coś mówi o współpracy, więc przystaje i daję mu zmianę, on po 1-2 minucie wypoczęty na moich plecach bezczelnie odjeżdża, no sorry tego się nie spodziewałem. Na zjeździe z moimi umiejętnościami oczywiście go nie doszedłem, powiększył przewagę, wrr!

I nastało rondo przed podjazdem do Bukowiny. Czyli finał. Kto za mną? Nikogo nie ma, ale przede mną kamikaze ze zjazdu ostro redukują przełożenia, aż słychać. Skurcz rozjechałem, kilka łyków końcówki z 2.5 litra izotoników, jakie, zabrałem ze sobą i dalej.

8% nachylenia tempo 15km/h jak na mnie całkiem dobrze, zbliżam się do trzech kolarzy, odpoczywam na kole, i zwiększam kadencję. Co było do przewidzenia trzech konkurentów do finiszu nie odpuszcza mi koła.

Ale?! Ale zaczynają coraz głośniej łapać dech, idą na trzy tłoki jak dobra wąskotorówka, no a ja naładowany adrenaliną stwierdzam, że jest ze mną całkiem, całkiem. Górny chwyt, normuję oddech, tętno spada do 158 i koronka w dół, tym razem odjazd podpatrzony u Cadela Evansa i trenowany na IC-owskiej premii na Kostuchnie. Wyszło!

Zostaję sam, na wypłaszczeniu przy kościele, lustruję tyły, o jacyś nowi atakują, wrzucam duży blat prędkość wzrasta do ponad 30-tu km/h i tak trzymam, aż nie spuchnę na zmianę z siodełka i z pedałów pokonując ostatni odcinek tej bardzo udanej imprezy.

Przed metą wyprzedzam jeszcze jednego kolarza. Banery, bandy z reklamami, kamery, aplauz kibiców głos komentatora, no pięknie, prawie jak bym finiszował pierwszy na etapie wielkiego touru.

Tour de Pologne Amatorów


Podsumowanie.
Średnia z pętli 32,46km/h miejsce w klasyfikacji generalnej 158 w kategorii M-40 19-te, Kasia ze średnią 24,58 zajęła 35 miejsce w klasyfikacji generalnej kobiet i 3-cie miejsce w kategorii K-40.

Wrażenia niezapomniane. Doping kibiców zgromadzonych na całej długości trasy nie do wyobrażenia, całe szkoły, czy też kolonie dzieciaków wyległy, aby dopingować TdP amatorów. Organizacja bez najmniejszych zarzutów, trasa przygotowana perfekcyjnie z pozamiatanym żwirem z dróg oraz ustawionymi osobami ostrzegającymi o niebezpiecznych odcinkach, jak na Tour de France czy Giro.

Razem z Kasią mieliśmy wszystko co lubimy dopasowaną do naszych możliwości i umiejętności trasę, premie górskie i rywalizację z równymi sobie. Oczywiście można by ponarzekać, że tylu mnie wyprzedziło, że tylu jeździ lepiej na zjazdach, ale mówię Wam, nie warto. Lepiej tak, jak w dzieciństwie, bawiąc się w Czterech Pancernych teraz bawić się w Armstronga czy Fausto Coppiego.

Nic tylko przyjechać za rok, aby czerpać radość z kolarstwa!

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.